Wednesday 25 November 2015

“Treningi są jak mycie zębów; Nie myślę o nich. Po prostu to robię. Decyzja została podjęta.” Patti Sue Plummer


obrazek pożyczony z zszywka.pl
 Ostatnio zapytano mnie jak się motywuję do biegania przy takiej pogodzie. Szczególnie, że jestem w ciąży i osoba, która się o to pytała również w niej jest. I to spowodowało, że zaczęłam się nad tym zastanawiać.

Jak? I czy skutecznie?

Przez cały pierwszy i drugi trymestr biegałam dosyć regularnie. Owszem, miałam poczucie lekkiego smutku, że tak słabo, że tak wolno. Z niecierpliwością wyczekiwałam momentu aż brzuszek się zaokrągli i mijający mnie ludzie zauważą faktyczną przyczynę mojego człapania. Niestety, zgodnie z opinią większości osób, które mnie spotykały, okazywało się, że brzuszek bardziej przypomina brzuszek lekko utyty niż ciążowy ;) Cóż musiałam się z tym pogodzić i motywować do dalszego wychodzenia na ścieżki biegowe. Bardzo pomocna była w tym pogoda. Piękna, słoneczna, polska jesień zachęcała do przebywania na świeżym powietrzu. Dodatkowo świadomość pozytywnego wpływu dotleniania na mnie i na dziecko stawiało biegi i nordic walking ponad basenem czy zajęciami na siłowni lub w klubie fitness. Aby było łatwiej rozpisałam sobie plan działania: jakaś aktywność co drugi dzień. Plik w excelu, w którym odhaczam czy zostało to wykonane czy nie działa na mnie motywująco. Taką mam naturę, że jak zapiszę, zaplanuję to staram się zrobić wszystko aby to zrealizować. Na mnie działa.

Początek trzeciego trymestru do łatwych nie należał. Coraz ciężej jest się poruszać. Przepona jest dosyć mocno uciskana, brzuszek stał się widoczny i nie ma już możliwości pomylenia go z brzuszkiem jedzeniowym ;) Dodatkowo pogoda nie zachęca. I co w takim wypadku mam zrobić? Muszę przekalkulować co teraz jest dla mnie ważne. Czy za wszelką cenę chcę iść biegać? Czy ten upór, za który się podziwiałam zeszłej jesieni i zimy ma teraz sens? Czy nie należałoby przystopować troszkę? Ktoś kiedyś wspomniał, że teraz odpowiadam za dwóch. I jest w tym prawda. Trochę czasu zajęło mi aby to zrozumieć, zaakceptować i się z tym zżyć. Dzięki temu jak widzę lekki szron za oknem nie wkładam butów biegowych i nie ćwiczę piruetów na oblodzonych liściach, tylko pakuję torbę i lecę na siłownię/basen/zajęcia fitness, bądź zamieniam mój pokój w salę fitness. Dzisiaj w dobie internetu jest naprawdę wiele możliwości do ćwiczeń w domu. Ja chętnie korzystam ze strony FitMom oraz jej profilu na FB. Jest tam sporo ciekawych zestawów ćwiczeń, pomysłów na zdrowe gotowanie oraz motywacyjnych tekstów. Dodatkowo bardzo motywujące (jeśli nie najbardziej) są głosy uznania ze strony znajomych i rodziny. To ich uwaga, pytania i akceptacja dają mi siłę i chęć do dalszego działania mimo czasami skradającego się lenia ;) Myślę jednak, że w tym czasie w jakim się znajduję najważniejsza jest umiejętność odpuszczania. Tak, tak, czasami trzeba odpuścić i nie mieć sobie tego za złe. Dlatego plan mam taki: aktywność trzy razy w tygodniu: w moim wypadku poniedziałek, środa i piątek. Pozostałe dni poświęcam na inne przyjemności np. podziwianie rodzinnego miasta, zakupy czy oddawanie się przyjemnością w kuchni ;) Dzięki temu nie czuję do siebie złości, że odpuszczam, ale mam poczucie równowagi.

Keep calm and carry on :)

No comments:

Post a Comment