Thursday 31 December 2015

Z nowym rokiem nowym krokiem


Koniec roku to czas podsumowań i nie byłabym sobą gdybym i tu takiego podsumowania nie zrobiła.

A jaki ten mijający rok był? Pełen zaskakujących zmian, pełen wrażeń, pełen wyzwań doprawionych szczyptą stresu (nie ma ideałów na świecie ;) ).

Czy główny cel zrealizowałam? Nie, Nocny Półmaraton Wrocławski w związku z ciążą przeniosłam jako cel na ten nadchodzący 2016. Aby nie było odwrotu już się nawet zapisałam :D

Jaki ten rok był? Aktywny mimo ciąży i zmian jakie na mnie wymusiła. Co uległo zmianom? Życie ;) A dokładnie? Z punktu widzenia sportowego zmieniły się dyscypliny przeze mnie uprawiane. Zrezygnowałam z jazdy na rowerze, rolkach i łyżwach. Zwiększyłam za to ilość przechodzonych i przepłyniętych kilometrów. Do tego dorzuciłam wzmożoną aktywność na siłowni (profesjonalnej i domowej) i na fitnessie. Czy było ciężko? Nie, jedyne co nastręczyło mi kłopotów to przymusowa abstynencja od biegania, która zaczęła się od 7 miesiąca ciąży. Żelek urósł na tyle, że już nawet truchtanie nie było komfortowe i buty biegowe musiałam odstawić na bok (choć w sumie to nie do końca, bo na spacerach bardzo się przydają ;) ).

Według endomondo mam 249h ruchu, pokonałam 905km biegiem co uważam za sukces biorąc pod uwagę spadek tej aktywności od początku czerwca. Przeszłam też nie mało, bo 259km. Przejechałam na rowerze 80km a przepłynęłam 8km (szału nie ma ale zakażenia nikt nie wybiera :/ ). Przećwiczyłam 33h, a na bieżni i orbitreku zrobiłam 24km.

Do tego mile zaskoczyłam się pomiarami obwodów :D Porównując to co było na początku roku do sytuacji aktualnej urosłam w talii, brzuchu i biuście - nic zaskakującego biorąc pod uwagę obecność Żelka ;) reszta constans. Ani mniej ani więcej :D Wagowo również nie ma tragedii: od początku ciąży przytyłam jedyne 10kg. Wszystko to daje nadzieje na szybki powrót do sylwetki sprzed ciąży co mnie bardzo cieszy. Nie ukrywam, że właśnie z przybraniem na wadze/w obwodach wiązały się moje największe obawy ;)

Przed nami miesiąc i kilka dni tak więc trzymajcie kciuki aby wszystko szło tak pięknie jak do tej pory.

Na koniec życzę wszystkim szampańskiej zabawy w ten wyjątkowy dzień, spędzenia go w towarzystwie ludzi najważniejszych i najmilszych dla nas. Oraz samych radosnych chwil w Nowym Roku.

Monday 28 December 2015

Home(sporty)mum

To tylko tymczasowa zmiana. Nie porzucam swojego zajęcia, ale muszę brać pod uwagę wszystkie czynniki oraz "za" i "przeciw" aby Żelek rósł zdrowo i pojawił się wtedy kiedy powinien, a nie wcześniej.

Wiele się dzieje, grudzień to dosyć stresujący miesiąc dla mnie i rodziny jest. Dlatego też nadeszła zmiana w moim funkcjonowaniu.

Po pierwsze pojawienie się bakterii zmusiło mnie do rezygnacji z basenu już na stałe.

Po drugie rosnący brzuch i coraz bardziej rozpychający się Żelek blokują moje ruchy i czasami zgięcie się w pół jest niemożliwe przez co moje ruchy są ograniczone.

Po trzecie stres, infekcja i rosnący ciężar pod sercem ( :D ) spowodował, że zaliczyliśmy nasze pierwsze w życiu KTG :) Był to fałszywy alarm, ciśnienie małemu podniosłam pewnie kawą piernikową wypitą przed USG ;) Przynajmniej teraz wiem z czym to się je ;)

Po czwarte sam Żelek daje mi znać kiedy za bardzo szaleję. Napina się wtedy niemiłosiernie i nie odpuszcza dopóki nie zwolnię. Nie jest to łatwe, ale cóż trzeba się podporządkować.

Wykorzystuję to przymusowe zwolnienie jako dobry moment na ogarnięcie się kuchenie-zakupowo-domowo :P

W końcu ruszyłam z przygotowaniami pokoiku i z poszukiwaniem potrzebnych rzeczy. Nie jest to łatwe biorąc pod uwagę wybór jaki jest dostępny. Jakie są moje kryteria?

Po pierwsze to co można kupuję używane. Nie ma sensu przepłacać, skoro można dostać rzeczy w bardzo dobrym stanie za sensowną cenę. Nie jestem typem osoby która musi ale to musi mieć wszystko nowiutkie. Poza tym mam trochę koleżanek, które chętnie pozbywają się tego i owego ;)

Po drugie pytam się już tych bardziej doświadczonych koleżanek. To na ich opiniach polegam, a internet pozostawiam sobie na sam koniec.

Po trzecie nie szaleję i staram się skupić na rzeczach niezbędnych na samym początku. Reszta rzeczy na pewno wyjdzie w praniu, a uniknę w ten sposób kupna sporej ilości zbędnych szpargałów.

Dzięki spowolnieniu mogłam trochę poszaleć przedświątecznie w kuchni. Upiekłam trzy rodzaje ciasteczek
ciasteczka cynamonowe
szybkie pierniczki migdałowe (jadłonomia)
ciastka owsiane bez mąki (Panna Anna biega)
 Do tego dorzuciłam pasztet soczewicowy ze śliwką również z przepisu Marty Dymek z Jadłonomii (przepis). Nie mam jednak jego zdjęcia bo rozszedł się szybciej niż zdążyłam się zorientować ;) Teraz przed nami Sylwester u znajomych, więc też nie omieszkam czegoś ciekawego przygotować. Mam już nawet plan. Jak już uwiecznię na zdjęciach to nie omieszkam się pochwalić ;)

A co do ćwiczeń to na razie skupiam się na oddychaniu. Skoro planuję poród naturalny to słyszałam, że to jest podstawa, a wcale nie taka łatwa i oczywista.

Do zobaczenia już chyba w Nowym Roku  kiedy to nie omieszkam podsumować zmian ciążowych ;) jak i zaznajomić was z planami na 2016 :D 

Friday 18 December 2015

Motywacja - level zero ...

 
Czasami tak się dzieje, że przychodzi moment kiedy nam się po prostu nie chce. Nie chce się ubrać w dresiak i wyjść na dwór pobiegać czy z kijkami. Nie chce się wskoczyć w szorty i machać nóżką na zajęciach fitness czy w domu na macie. Nie chce się i już.
I co wtedy? Ja wtedy odpuszczam. Po prostu odpuszczam. Szczególnie teraz, w tym stanie. Myślę, że to nie tylko mi się nie chce, ale i Żelkowi się nie chce. Dlatego też w takich sytuacjach po prostu odpuszczam. Nic na siłę. Wierzę w nasz organizm i w to, że on wie co dla nas dobre.
Dzięki temu "niechcemisiowi" mogę poświęcić się aktualnie pieczeniu pierniczków, ciast czy pasztetów ;) Udało mi się dokończyć własnoręcznie robione kartki świąteczne (i je wysłać :D ), karneciki na prezenty dzięki czemu te prezenty będą jeszcze bardziej spersonalizowane. Udało mi się udekorować świątecznie mieszkanie (przy okazji mam kilka pomysłów na przyszły rok, do pokoju dziecięcego of course :P ). Do tego wzięłam się w końcu za kompletowanie wyprawki dla Żelka ;) Lepiej późno niż wcale.
I tak powoli, powolutku, małymi kroczkami na pewno odzyskamy motywację do ruchu, do ćwiczeń, a przynajmniej do spacerów. Ja swoją już odczuwam, jeszcze słabiutko, ale wiem że nadchodzi ;)

Wednesday 16 December 2015

6 Bieg na 6 łap

12.12.2015 (szkoda, że nie 6 to byłby trzy diabelskie szósteczki, choć imieniny miesiąca to też dobra data :D ) spotkaliśmy się na 6 edycji Biegu na sześć łap. Była to, na ten rok kalendarzowy, ostatnia edycja.

Edycja pełna rekordów:
  • 15 psiaków schroniskowych
  • 3 psiaki własne
  • ponad 20 uczestników ludzkich
  • 3 dzieci biegających
  • jedno maleństwo w wózku
  • jedno maleństwo w brzuszku ;)
Zaczynaliśmy od 10 psiaków i początki aby przekroczyć tą liczbę były ciężkie. Na szczęście nasze zaangażowanie, pozytywne opinie na temat akcji, i ,co najważniejsze, radość psiaków spowodowała, że dyrekcja schroniska w nas uwierzyła i z czasem byliśmy obdarowywani coraz to większą liczbą czterołapków :)

W tej edycji byliśmy już tak zżyci z niektórymi psiakami, że były próby ich rezerwacji :D Niektórym się udało, inni mieli okazję pobiegać bądź pospacerować z nowymi członkami naszego klubu biegowego. Nikt oczywiście nie narzekał, bo jak tu narzekać jak takie piękne oczy na ciebie patrzą?

Myślę, że to był idealny sposób na zakończenie tegorocznej akcji. Wszyscy trzymamy kciuki i kibicujemy naszym organizatorom aby udało im się przekonać dyrekcję do częstszych biegów, z jeszcze większą ilością psiaków :D

Pozdrowienia dla całej szczściołapowej ferajny :D


Thursday 3 December 2015

Niesportowo, ale też zdrowotnie

Taki ten początek grudnia, że poza kilometrami przemierzanymi po Zabrzu większej aktywności fizycznej nie doświadczam. Czasami tak jest, że plany trzeba modyfikować i korzystać z tego co przynosi codzienność ;) Nie wydaje mi się aby Zabrze było kiedykolwiek moim docelowym miastem do zwiedzania. Pewnie ze śląskich miast padłoby na najbardziej oczywisty wybór jakim są Katowice, a tu proszę taka niespodzianka ;)

Nie będę jednak dziś tu pisać o podróżach tylko o objawie ciążowym, który mnie dopadł i hmm chyba zaskoczył. Skurcze. Skurcze nóg dokładniej rzecz ujmując. Do tej pory i przed i w trakcie ciąży skurcze owszem czasami się pojawiały, ale żeby były jakimś problem to nie mogę powiedzieć. Sprawę załatwiałam gorzką czekoladą bądź łykaniem magnezu. Od ostatniej niedzieli niestety ich częstotliwość i bolesność wzmogła się bardzo. Doszło do tego, że palce stóp mogłam zadrzeć tylko i wyłącznie do siebie bądź zostawić je luźno. Inne napięcia nóg czy stóp powodowały od razu wygięcie.

Porady internetowe niewiele pomogły. W każdej z nich dowiadywałam się, że ruch jest panaceum na wszystko! Ha ha ha. Bo ja się nie ruszam ;) Jaaaaasne ;) Dlatego też zaczęłam szukać na własną rękę. Zastanawiałam się co do tej pory robiłam takiego, że było OK, a teraz nie jest.

Po pierwsze: mimo sporego ruchu, zawsze w domu siedzę na kanapie z wyprostowanymi nogami położonymi na płasko bądź ciut wyżej (np. na poduszce). A tu z braku możliwości owszem odpoczywam siedząc, ale jednak na krzesłach czy fotelach, i to w miejscach gdzie nie mam jak wyprostować nóg, nie mówiąc o ściągnięciu obuwia :/

Po drugie: dużo więcej piłam w domu. Inaczej się pije jak się jest u siebie, a inaczej w mojej aktualnej sytuacji. Tu nasza uwaga skupiona jest na kimś innym ( i nie jest to tym razem Żelek :P ), to tej drugiej osobie staramy się zapewnić pełny możliwy komfort. Wracam więc do nawadniania.

Po trzecie: dieta. Dużo daje to co się je. Tu polegam na restauracjach, stety niestety. Patrzę i analizuję to co jem, ale znowu, jak z wodą, jedzenie to nie jest to na czym aktualnie się mocno skupiam :/

Po przeanalizowaniu tego co się dzieje i tego co robię inaczej? źle? wzięłam się za siebie. Wczoraj do południa odpoczywałam z nogami lekko uniesionymi. Ćwiczyłam i masowałam mięśnie łydek. Zainwestowałam w gorzką czekoladą (mimo ewentualnych innych konsekwencji związanych z jej jedzeniem ;) ) i staram się nie wciągać jej więcej niż 3 kosteczki dziennie :D Piję więcej, wróciłam do pomarańczy i pomidorów. I skorzystałam z suplementu i łykam jedną tabletkę magnezu dla kobiet w ciąży. Gdybym była w domu to pewnie obyło by się bez tego, ale tu nie mogę pozwolić sobie na takie problemy.

I wiecie co? Pomaga. Myślę, że skoro tak szybko zaczęło pomagać to znaczy, że te braki magnezu i potasu w organizmie nie były aż takie duże. Podejrzewam, że aktualny stres również mocno przyczynił się do całego problemu.

Nic tylko być dobrej myśli w ogóle i w szczególe :D