Saturday 31 October 2015

Piąty bieg na sześć łap za nami

Jak tylko oddział wrocławski Biegu na Sześć Łap ogłasza datę kolejnego biegu lista chętnych zapełnia się w tempie ekspresowym. Całe szczęście dostajemy coraz to i więcej psiaków więc chętni mogą zapisać się w ciągu przynajmniej dwóch dni, a nie jak było na początku w ciągu dwóch-trzech godzin ;) Nie inaczej było i tym razem. Dosyć szybko lista dobiła do 16 osób, a reszcie chętnuch nie pozostało nic innego jak liczyć na to, że załapią się z listy rezerwowych. Jest na to zawsze spora szansa, ponieważ we Wrocławiu biegi są średnio co dwa miesiące, więc koniec końców zawsze zdarzy się, że komuś coś przeszkodzi we wzięciu udziału w wydarzeniu.

Poranek przywitał nas mgliście
było trochę chłodno więc wszyscy czekali w budynku schroniska ;) Padł nawet pomysł truchtania w środku ;) Na szczęście naszej akcji zawsze się szczęści i pogoda również tym razem nam sprzyjała. Mgła się podniosła i momentami nawet świeciło słońce. Po zbiórce wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na wydanie piesełów
 i skierowali się na, dla niektórych, pierwszy bieg (mam nadzieję, że nie ostatni)
Psiaki jak zawsze podekscytowane, ludzie pewnie nie mniej po szybkiej odprawie w lesie Osobowickim polecieli aż się kurzyło :)
My z Kazikiem (znowu) spacerowaliśmy sobie spokojnie i statecznie jak na psa w jego wieku przystało :)
Tak, tak wiem ja znowu mam psa-szczotkę :D No cóż taka moja karma, nic na to nie poradzę, że to właśnie one patrzą na mnie tymi swoimi oczkami i krzyczą: weź mnie, weź mnie!! :D 

 Po prawie dwóch godzinach skierowaliśmy się do schroniska i z ciężkim sercem oddaliśmy nasze pieseły do boksów :/

Po więcej zdjęć zapraszam na mój profil na FB Sportymum a chętnych informacji dotyczących całej akcji zapraszam tu

Niech pieseł będzie z wami!! 

Wednesday 21 October 2015

Dyszka czterośladowa ;)


Pogoda się sprawdziła, duże zachmurzenie, zero słońca ani nawet szans na nie :/ Droga do sklepu za mgłą, nie wiadomo czy wilgotno bo mży czy dlatego, że mgła jest :/ Tak zachęcającej pogody jeszcze nie miałam tego października ;) I tak sobie szłam i szłam, i wymyśliłam, że bieganie to mnie za mocno zgrzeje, wiatr przewieje, i choróbsko gotowe. Ćwiczenia w domu? Nieeee. Siłka? Ostatnio jęczeli o jakieś zaświadczenie od lekarza, więc nie miałam ochoty tłumaczyć, że w przyszłym tygodniu będę dopiero mieć. Co mi pozostało? Kijki :D 

Na moje czwarte piętro szybciutko się wturlałam, jeszcze szybciej ubrałam w dresiaki, ciepłą bluzę i kurtkę nieprzemakalną, i wystrzeliłam na dwór :D Szybko, szybko, szybko żeby tylko lać nie zaczęło ;) 

I tym oto sposobem zaliczyłam czterośladową dyszkę  w parku :D 


Poprawiłam sobie humor, dotleniłam siebie i Żelka. On przy okazji się wyspał, co z jednej strony ma swoje plusy, ale z drugiej teraz daje czadu ze zdwojoną siłą ;) Napodziwiałam się jesiennych klimatów, które nawet mimo braku słońca i mokrego otoczenia mogą być piękne (no czyż nie mam racji?)




A teraz relaks i zasłużony posiłek
Oby więcej takiej energii w te jesienne dni :D