Thursday 31 December 2015

Z nowym rokiem nowym krokiem


Koniec roku to czas podsumowań i nie byłabym sobą gdybym i tu takiego podsumowania nie zrobiła.

A jaki ten mijający rok był? Pełen zaskakujących zmian, pełen wrażeń, pełen wyzwań doprawionych szczyptą stresu (nie ma ideałów na świecie ;) ).

Czy główny cel zrealizowałam? Nie, Nocny Półmaraton Wrocławski w związku z ciążą przeniosłam jako cel na ten nadchodzący 2016. Aby nie było odwrotu już się nawet zapisałam :D

Jaki ten rok był? Aktywny mimo ciąży i zmian jakie na mnie wymusiła. Co uległo zmianom? Życie ;) A dokładnie? Z punktu widzenia sportowego zmieniły się dyscypliny przeze mnie uprawiane. Zrezygnowałam z jazdy na rowerze, rolkach i łyżwach. Zwiększyłam za to ilość przechodzonych i przepłyniętych kilometrów. Do tego dorzuciłam wzmożoną aktywność na siłowni (profesjonalnej i domowej) i na fitnessie. Czy było ciężko? Nie, jedyne co nastręczyło mi kłopotów to przymusowa abstynencja od biegania, która zaczęła się od 7 miesiąca ciąży. Żelek urósł na tyle, że już nawet truchtanie nie było komfortowe i buty biegowe musiałam odstawić na bok (choć w sumie to nie do końca, bo na spacerach bardzo się przydają ;) ).

Według endomondo mam 249h ruchu, pokonałam 905km biegiem co uważam za sukces biorąc pod uwagę spadek tej aktywności od początku czerwca. Przeszłam też nie mało, bo 259km. Przejechałam na rowerze 80km a przepłynęłam 8km (szału nie ma ale zakażenia nikt nie wybiera :/ ). Przećwiczyłam 33h, a na bieżni i orbitreku zrobiłam 24km.

Do tego mile zaskoczyłam się pomiarami obwodów :D Porównując to co było na początku roku do sytuacji aktualnej urosłam w talii, brzuchu i biuście - nic zaskakującego biorąc pod uwagę obecność Żelka ;) reszta constans. Ani mniej ani więcej :D Wagowo również nie ma tragedii: od początku ciąży przytyłam jedyne 10kg. Wszystko to daje nadzieje na szybki powrót do sylwetki sprzed ciąży co mnie bardzo cieszy. Nie ukrywam, że właśnie z przybraniem na wadze/w obwodach wiązały się moje największe obawy ;)

Przed nami miesiąc i kilka dni tak więc trzymajcie kciuki aby wszystko szło tak pięknie jak do tej pory.

Na koniec życzę wszystkim szampańskiej zabawy w ten wyjątkowy dzień, spędzenia go w towarzystwie ludzi najważniejszych i najmilszych dla nas. Oraz samych radosnych chwil w Nowym Roku.

Monday 28 December 2015

Home(sporty)mum

To tylko tymczasowa zmiana. Nie porzucam swojego zajęcia, ale muszę brać pod uwagę wszystkie czynniki oraz "za" i "przeciw" aby Żelek rósł zdrowo i pojawił się wtedy kiedy powinien, a nie wcześniej.

Wiele się dzieje, grudzień to dosyć stresujący miesiąc dla mnie i rodziny jest. Dlatego też nadeszła zmiana w moim funkcjonowaniu.

Po pierwsze pojawienie się bakterii zmusiło mnie do rezygnacji z basenu już na stałe.

Po drugie rosnący brzuch i coraz bardziej rozpychający się Żelek blokują moje ruchy i czasami zgięcie się w pół jest niemożliwe przez co moje ruchy są ograniczone.

Po trzecie stres, infekcja i rosnący ciężar pod sercem ( :D ) spowodował, że zaliczyliśmy nasze pierwsze w życiu KTG :) Był to fałszywy alarm, ciśnienie małemu podniosłam pewnie kawą piernikową wypitą przed USG ;) Przynajmniej teraz wiem z czym to się je ;)

Po czwarte sam Żelek daje mi znać kiedy za bardzo szaleję. Napina się wtedy niemiłosiernie i nie odpuszcza dopóki nie zwolnię. Nie jest to łatwe, ale cóż trzeba się podporządkować.

Wykorzystuję to przymusowe zwolnienie jako dobry moment na ogarnięcie się kuchenie-zakupowo-domowo :P

W końcu ruszyłam z przygotowaniami pokoiku i z poszukiwaniem potrzebnych rzeczy. Nie jest to łatwe biorąc pod uwagę wybór jaki jest dostępny. Jakie są moje kryteria?

Po pierwsze to co można kupuję używane. Nie ma sensu przepłacać, skoro można dostać rzeczy w bardzo dobrym stanie za sensowną cenę. Nie jestem typem osoby która musi ale to musi mieć wszystko nowiutkie. Poza tym mam trochę koleżanek, które chętnie pozbywają się tego i owego ;)

Po drugie pytam się już tych bardziej doświadczonych koleżanek. To na ich opiniach polegam, a internet pozostawiam sobie na sam koniec.

Po trzecie nie szaleję i staram się skupić na rzeczach niezbędnych na samym początku. Reszta rzeczy na pewno wyjdzie w praniu, a uniknę w ten sposób kupna sporej ilości zbędnych szpargałów.

Dzięki spowolnieniu mogłam trochę poszaleć przedświątecznie w kuchni. Upiekłam trzy rodzaje ciasteczek
ciasteczka cynamonowe
szybkie pierniczki migdałowe (jadłonomia)
ciastka owsiane bez mąki (Panna Anna biega)
 Do tego dorzuciłam pasztet soczewicowy ze śliwką również z przepisu Marty Dymek z Jadłonomii (przepis). Nie mam jednak jego zdjęcia bo rozszedł się szybciej niż zdążyłam się zorientować ;) Teraz przed nami Sylwester u znajomych, więc też nie omieszkam czegoś ciekawego przygotować. Mam już nawet plan. Jak już uwiecznię na zdjęciach to nie omieszkam się pochwalić ;)

A co do ćwiczeń to na razie skupiam się na oddychaniu. Skoro planuję poród naturalny to słyszałam, że to jest podstawa, a wcale nie taka łatwa i oczywista.

Do zobaczenia już chyba w Nowym Roku  kiedy to nie omieszkam podsumować zmian ciążowych ;) jak i zaznajomić was z planami na 2016 :D 

Friday 18 December 2015

Motywacja - level zero ...

 
Czasami tak się dzieje, że przychodzi moment kiedy nam się po prostu nie chce. Nie chce się ubrać w dresiak i wyjść na dwór pobiegać czy z kijkami. Nie chce się wskoczyć w szorty i machać nóżką na zajęciach fitness czy w domu na macie. Nie chce się i już.
I co wtedy? Ja wtedy odpuszczam. Po prostu odpuszczam. Szczególnie teraz, w tym stanie. Myślę, że to nie tylko mi się nie chce, ale i Żelkowi się nie chce. Dlatego też w takich sytuacjach po prostu odpuszczam. Nic na siłę. Wierzę w nasz organizm i w to, że on wie co dla nas dobre.
Dzięki temu "niechcemisiowi" mogę poświęcić się aktualnie pieczeniu pierniczków, ciast czy pasztetów ;) Udało mi się dokończyć własnoręcznie robione kartki świąteczne (i je wysłać :D ), karneciki na prezenty dzięki czemu te prezenty będą jeszcze bardziej spersonalizowane. Udało mi się udekorować świątecznie mieszkanie (przy okazji mam kilka pomysłów na przyszły rok, do pokoju dziecięcego of course :P ). Do tego wzięłam się w końcu za kompletowanie wyprawki dla Żelka ;) Lepiej późno niż wcale.
I tak powoli, powolutku, małymi kroczkami na pewno odzyskamy motywację do ruchu, do ćwiczeń, a przynajmniej do spacerów. Ja swoją już odczuwam, jeszcze słabiutko, ale wiem że nadchodzi ;)

Wednesday 16 December 2015

6 Bieg na 6 łap

12.12.2015 (szkoda, że nie 6 to byłby trzy diabelskie szósteczki, choć imieniny miesiąca to też dobra data :D ) spotkaliśmy się na 6 edycji Biegu na sześć łap. Była to, na ten rok kalendarzowy, ostatnia edycja.

Edycja pełna rekordów:
  • 15 psiaków schroniskowych
  • 3 psiaki własne
  • ponad 20 uczestników ludzkich
  • 3 dzieci biegających
  • jedno maleństwo w wózku
  • jedno maleństwo w brzuszku ;)
Zaczynaliśmy od 10 psiaków i początki aby przekroczyć tą liczbę były ciężkie. Na szczęście nasze zaangażowanie, pozytywne opinie na temat akcji, i ,co najważniejsze, radość psiaków spowodowała, że dyrekcja schroniska w nas uwierzyła i z czasem byliśmy obdarowywani coraz to większą liczbą czterołapków :)

W tej edycji byliśmy już tak zżyci z niektórymi psiakami, że były próby ich rezerwacji :D Niektórym się udało, inni mieli okazję pobiegać bądź pospacerować z nowymi członkami naszego klubu biegowego. Nikt oczywiście nie narzekał, bo jak tu narzekać jak takie piękne oczy na ciebie patrzą?

Myślę, że to był idealny sposób na zakończenie tegorocznej akcji. Wszyscy trzymamy kciuki i kibicujemy naszym organizatorom aby udało im się przekonać dyrekcję do częstszych biegów, z jeszcze większą ilością psiaków :D

Pozdrowienia dla całej szczściołapowej ferajny :D


Thursday 3 December 2015

Niesportowo, ale też zdrowotnie

Taki ten początek grudnia, że poza kilometrami przemierzanymi po Zabrzu większej aktywności fizycznej nie doświadczam. Czasami tak jest, że plany trzeba modyfikować i korzystać z tego co przynosi codzienność ;) Nie wydaje mi się aby Zabrze było kiedykolwiek moim docelowym miastem do zwiedzania. Pewnie ze śląskich miast padłoby na najbardziej oczywisty wybór jakim są Katowice, a tu proszę taka niespodzianka ;)

Nie będę jednak dziś tu pisać o podróżach tylko o objawie ciążowym, który mnie dopadł i hmm chyba zaskoczył. Skurcze. Skurcze nóg dokładniej rzecz ujmując. Do tej pory i przed i w trakcie ciąży skurcze owszem czasami się pojawiały, ale żeby były jakimś problem to nie mogę powiedzieć. Sprawę załatwiałam gorzką czekoladą bądź łykaniem magnezu. Od ostatniej niedzieli niestety ich częstotliwość i bolesność wzmogła się bardzo. Doszło do tego, że palce stóp mogłam zadrzeć tylko i wyłącznie do siebie bądź zostawić je luźno. Inne napięcia nóg czy stóp powodowały od razu wygięcie.

Porady internetowe niewiele pomogły. W każdej z nich dowiadywałam się, że ruch jest panaceum na wszystko! Ha ha ha. Bo ja się nie ruszam ;) Jaaaaasne ;) Dlatego też zaczęłam szukać na własną rękę. Zastanawiałam się co do tej pory robiłam takiego, że było OK, a teraz nie jest.

Po pierwsze: mimo sporego ruchu, zawsze w domu siedzę na kanapie z wyprostowanymi nogami położonymi na płasko bądź ciut wyżej (np. na poduszce). A tu z braku możliwości owszem odpoczywam siedząc, ale jednak na krzesłach czy fotelach, i to w miejscach gdzie nie mam jak wyprostować nóg, nie mówiąc o ściągnięciu obuwia :/

Po drugie: dużo więcej piłam w domu. Inaczej się pije jak się jest u siebie, a inaczej w mojej aktualnej sytuacji. Tu nasza uwaga skupiona jest na kimś innym ( i nie jest to tym razem Żelek :P ), to tej drugiej osobie staramy się zapewnić pełny możliwy komfort. Wracam więc do nawadniania.

Po trzecie: dieta. Dużo daje to co się je. Tu polegam na restauracjach, stety niestety. Patrzę i analizuję to co jem, ale znowu, jak z wodą, jedzenie to nie jest to na czym aktualnie się mocno skupiam :/

Po przeanalizowaniu tego co się dzieje i tego co robię inaczej? źle? wzięłam się za siebie. Wczoraj do południa odpoczywałam z nogami lekko uniesionymi. Ćwiczyłam i masowałam mięśnie łydek. Zainwestowałam w gorzką czekoladą (mimo ewentualnych innych konsekwencji związanych z jej jedzeniem ;) ) i staram się nie wciągać jej więcej niż 3 kosteczki dziennie :D Piję więcej, wróciłam do pomarańczy i pomidorów. I skorzystałam z suplementu i łykam jedną tabletkę magnezu dla kobiet w ciąży. Gdybym była w domu to pewnie obyło by się bez tego, ale tu nie mogę pozwolić sobie na takie problemy.

I wiecie co? Pomaga. Myślę, że skoro tak szybko zaczęło pomagać to znaczy, że te braki magnezu i potasu w organizmie nie były aż takie duże. Podejrzewam, że aktualny stres również mocno przyczynił się do całego problemu.

Nic tylko być dobrej myśli w ogóle i w szczególe :D

Monday 30 November 2015

Andrzejkowe podsumowanie miesiąca

wzięte z pod-kasztanami.swarzędz.pl
Fajnie mi się składa ta moja ciąża ;) Koniec miesiąca kalendarzowego i koniec miesiąca ciążowego (no dobra, do końca zostaje zawsze jeszcze jakieś 5 dni ;) ). Biorąc pod uwagę uśrednienie mogę jednak takie założenie sobie przyjąć :)

Jak minął mi listopad? Ciężko ;) Nagle oddychanie stało się cięższe, nogi zaczęły odczuwać ciężar bardziej niż dotychczas, tętno szybciej wiruje w górę. Z tego też powodu zamieniłam bieganie na marsze. Poza tym więcej skupiam się na ćwiczeniach i basenie, korzystam z siłowni itd. Na szczęście pogoda mi sprzyja i pomaga w tej zamianie ;) Piękna, złota jesień powoli ustępuje miejsca nadchodzącej zimie. Mokre i zmrożone liście nie sprzyjają ciężarnym z zaburzonym poczuciem równowagi :)

To wszystko nie zapowiadało jakiegoś spektakularnego wyniku w tym miesiącu, ale mimo to podsumowanie wcale tak najgorzej nie wygląda.

W sumie przećwiczyłam 19h35min.
Pokonałam 47,56km dzięki marszom na dworze i na sprzętach na siłowni oraz pływaniu.
Poza tym miło jest widzieć, że poza obwodem brzucha i biustu oraz wagi nic więcej nie ulega powiększeniu :D Jak na razie 9kg na plusie, a przede mną jeszcze tylko 2 miesiące :)

Oczywiście nie samymi ćwiczeniami udaje mi się tą wagę utrzymać. Staram się myśleć co jem i ile. Nie stosuję żadnej diety, o nie. Nie kontroluję rygorystycznie kalorii czy ilości. Po prostu myślę co jem i nie rzucam się na słodycze ;) A jeśli już to staram się przygotowywać coś własnego. Wtedy mogę kontrolować co wrzucam do słodkości, i w jakich ilościach ;)

Na tą chwilę wszystkie moje zabiegi przynoszą oczekiwane, pozytywne rezultaty. Czuję się dobrze. Nie mam żadnych typowych ciężarnych objawów. Żelek rośnie jak na drożdżach, normy zalicza przy każdej wizycie. Nic tylko być w ciąży ;)

Nie pozostaje nic innego jak czekać z niecierpliwością na następne miesiące :)

Wednesday 25 November 2015

“Treningi są jak mycie zębów; Nie myślę o nich. Po prostu to robię. Decyzja została podjęta.” Patti Sue Plummer


obrazek pożyczony z zszywka.pl
 Ostatnio zapytano mnie jak się motywuję do biegania przy takiej pogodzie. Szczególnie, że jestem w ciąży i osoba, która się o to pytała również w niej jest. I to spowodowało, że zaczęłam się nad tym zastanawiać.

Jak? I czy skutecznie?

Przez cały pierwszy i drugi trymestr biegałam dosyć regularnie. Owszem, miałam poczucie lekkiego smutku, że tak słabo, że tak wolno. Z niecierpliwością wyczekiwałam momentu aż brzuszek się zaokrągli i mijający mnie ludzie zauważą faktyczną przyczynę mojego człapania. Niestety, zgodnie z opinią większości osób, które mnie spotykały, okazywało się, że brzuszek bardziej przypomina brzuszek lekko utyty niż ciążowy ;) Cóż musiałam się z tym pogodzić i motywować do dalszego wychodzenia na ścieżki biegowe. Bardzo pomocna była w tym pogoda. Piękna, słoneczna, polska jesień zachęcała do przebywania na świeżym powietrzu. Dodatkowo świadomość pozytywnego wpływu dotleniania na mnie i na dziecko stawiało biegi i nordic walking ponad basenem czy zajęciami na siłowni lub w klubie fitness. Aby było łatwiej rozpisałam sobie plan działania: jakaś aktywność co drugi dzień. Plik w excelu, w którym odhaczam czy zostało to wykonane czy nie działa na mnie motywująco. Taką mam naturę, że jak zapiszę, zaplanuję to staram się zrobić wszystko aby to zrealizować. Na mnie działa.

Początek trzeciego trymestru do łatwych nie należał. Coraz ciężej jest się poruszać. Przepona jest dosyć mocno uciskana, brzuszek stał się widoczny i nie ma już możliwości pomylenia go z brzuszkiem jedzeniowym ;) Dodatkowo pogoda nie zachęca. I co w takim wypadku mam zrobić? Muszę przekalkulować co teraz jest dla mnie ważne. Czy za wszelką cenę chcę iść biegać? Czy ten upór, za który się podziwiałam zeszłej jesieni i zimy ma teraz sens? Czy nie należałoby przystopować troszkę? Ktoś kiedyś wspomniał, że teraz odpowiadam za dwóch. I jest w tym prawda. Trochę czasu zajęło mi aby to zrozumieć, zaakceptować i się z tym zżyć. Dzięki temu jak widzę lekki szron za oknem nie wkładam butów biegowych i nie ćwiczę piruetów na oblodzonych liściach, tylko pakuję torbę i lecę na siłownię/basen/zajęcia fitness, bądź zamieniam mój pokój w salę fitness. Dzisiaj w dobie internetu jest naprawdę wiele możliwości do ćwiczeń w domu. Ja chętnie korzystam ze strony FitMom oraz jej profilu na FB. Jest tam sporo ciekawych zestawów ćwiczeń, pomysłów na zdrowe gotowanie oraz motywacyjnych tekstów. Dodatkowo bardzo motywujące (jeśli nie najbardziej) są głosy uznania ze strony znajomych i rodziny. To ich uwaga, pytania i akceptacja dają mi siłę i chęć do dalszego działania mimo czasami skradającego się lenia ;) Myślę jednak, że w tym czasie w jakim się znajduję najważniejsza jest umiejętność odpuszczania. Tak, tak, czasami trzeba odpuścić i nie mieć sobie tego za złe. Dlatego plan mam taki: aktywność trzy razy w tygodniu: w moim wypadku poniedziałek, środa i piątek. Pozostałe dni poświęcam na inne przyjemności np. podziwianie rodzinnego miasta, zakupy czy oddawanie się przyjemnością w kuchni ;) Dzięki temu nie czuję do siebie złości, że odpuszczam, ale mam poczucie równowagi.

Keep calm and carry on :)

Monday 2 November 2015

Kolejny miesiąc za nami kolejny trymestr za nami

Październik to był prawdziwie pełny jesienny miesiąc. Pogoda rozpieszczała nas pod każdym względem: piękne słońce, niebieskie niebo, wspaniałe kolory jesieni gdziekolwiek się rozejrzysz. Tak jak pięknie się ten miesiąc zaczął tak i pięknie się kończył. Owszem znajdą się tacy co ponarzekają, że ostatni dzień był mglisty, zimny i wilgotny, ale ja uważam inaczej. Nie padało i to było dla nas (mnie i ekipy biorącej udział w Biegu na Sześć Łap) najważniejsze, ponieważ mogliśmy spokojnie poszaleć z psiakami ze schroniska w lesie Osobowickim (relacja jest tu).

Październik to również miesiąc, który kończy (bądź prawie kończy) mój drugi trymestr ciąży. Zgodnie z tygodniami to jestem w ostatnim tygodniu drugiego trymestru, ale jeśli liczyć same miesiące to właśnie go zakończyłam. W związku z tym pokusiłam się na podsumowanie tego kroku milowego w tym nadal nieznanym mi świecie ;)

Patrząc na moją aktywność był to jeden z bardziej zróżnicowanych miesięcy. Korzystałam tyle ile się dało ze sprzyjającej pogody, dlatego też jest sporo biegów, nordic walkingu czy po prostu spacerów wszelakich. Jak rozum brał górę i sugerował, że dana pogoda może przynieść niechciane przeziębienie to wskakiwałam w kostium kąpielowy bądź śmigałam na siłkę lub ćwiczyłam w domu. Skorzystałam też z oferty fitness clubu blisko domu i byłam na zajęciach dla kobiet w ciąży. Ciekawe doświadczenie, zupełnie inny wysiłek fizyczny. Ćwiczenia niby takie jak robię w domu, ale jednak jak ktoś odgórnie narzuca tempo to człowiek jakoś tak mniej się obija ;) Jak jeszcze nigdy wcześniej mój multisport w tej ciąży jest wykorzystywany :D Październik zakończyłam najprzyjemniejszym z przyjemnych spacerów z Kazikiem :) 
 Mam nadzieję, że następny Bieg na Sześć Łap będzie najpóźniej w styczniu to się jeszcze załapię, bo w lutym to chyba trzeba będzie jednak odpuścić :/
Tyle słownie a teraz podsumowanie w liczbach :)
 Co mi daje ta moja, wzmożona dla niektórych a dla jeszcze innych szalona, aktywność? 
Po pierwsze: dobre samopoczucie i ciągle dobry humor.
Po drugie: zero dolegliwości związanych z ciążą. Nie puchnę,a znam osoby które na tym etapie już mocno puchły. Nie mam boleści w kręgosłupie, żadnej rwy czy innego cholerstwa.
Po trzecie: przybieram na wadze bardzo spokojnie i kontrolowanie. Mam nadzieję, że uda mi się nie przekroczyć 11kg i jak na razie idzie mi dobrze. Porównując wagę startową - 61kg i aktualną - 68,8kg nie jest źle :) 
Po czwarte: kontroluję tż w taki sposób przybieranie w obwodach. Z ciekawości porównałam wymiary z którymi zaczynałam do tych aktualnych. Oczywistą oczywistością jest zwiększenie się obwodu talii i brzucha oraz biustu. Cieszymy mnie za to, że biodra i nogi nie zmieniły się za bardzo. Jest szansa, że jakaś znaczna rewolucja w szafie nie będzie potrzebna ;) 
Spotykam się z opiniami, że przesadzam. Nie wydaje mi się. Nie odchudzam się, jem jak do tej pory, no może zwracam jeszcze większą uwagę na to co jem, na to aby to było zdrowe i pożywne dla naszej dwójki. A to że się ruszam? Skoro mogę, to to robię. Cieszę się faktem, że w taki właśnie sposób mija mi ta ciąża. Że nie muszę się martwić o siebie i dziecko. Że jest nam dobrze i w dobrym zdrowiu i humorze zmierzamy do końca ( i mam nadzieję, że tak już zostanie). 
Tak więc trzymajcie kciuki abyśmy w takim stanie dali radę do nadchodzącego terminu :) 


Saturday 31 October 2015

Piąty bieg na sześć łap za nami

Jak tylko oddział wrocławski Biegu na Sześć Łap ogłasza datę kolejnego biegu lista chętnych zapełnia się w tempie ekspresowym. Całe szczęście dostajemy coraz to i więcej psiaków więc chętni mogą zapisać się w ciągu przynajmniej dwóch dni, a nie jak było na początku w ciągu dwóch-trzech godzin ;) Nie inaczej było i tym razem. Dosyć szybko lista dobiła do 16 osób, a reszcie chętnuch nie pozostało nic innego jak liczyć na to, że załapią się z listy rezerwowych. Jest na to zawsze spora szansa, ponieważ we Wrocławiu biegi są średnio co dwa miesiące, więc koniec końców zawsze zdarzy się, że komuś coś przeszkodzi we wzięciu udziału w wydarzeniu.

Poranek przywitał nas mgliście
było trochę chłodno więc wszyscy czekali w budynku schroniska ;) Padł nawet pomysł truchtania w środku ;) Na szczęście naszej akcji zawsze się szczęści i pogoda również tym razem nam sprzyjała. Mgła się podniosła i momentami nawet świeciło słońce. Po zbiórce wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na wydanie piesełów
 i skierowali się na, dla niektórych, pierwszy bieg (mam nadzieję, że nie ostatni)
Psiaki jak zawsze podekscytowane, ludzie pewnie nie mniej po szybkiej odprawie w lesie Osobowickim polecieli aż się kurzyło :)
My z Kazikiem (znowu) spacerowaliśmy sobie spokojnie i statecznie jak na psa w jego wieku przystało :)
Tak, tak wiem ja znowu mam psa-szczotkę :D No cóż taka moja karma, nic na to nie poradzę, że to właśnie one patrzą na mnie tymi swoimi oczkami i krzyczą: weź mnie, weź mnie!! :D 

 Po prawie dwóch godzinach skierowaliśmy się do schroniska i z ciężkim sercem oddaliśmy nasze pieseły do boksów :/

Po więcej zdjęć zapraszam na mój profil na FB Sportymum a chętnych informacji dotyczących całej akcji zapraszam tu

Niech pieseł będzie z wami!! 

Wednesday 21 October 2015

Dyszka czterośladowa ;)


Pogoda się sprawdziła, duże zachmurzenie, zero słońca ani nawet szans na nie :/ Droga do sklepu za mgłą, nie wiadomo czy wilgotno bo mży czy dlatego, że mgła jest :/ Tak zachęcającej pogody jeszcze nie miałam tego października ;) I tak sobie szłam i szłam, i wymyśliłam, że bieganie to mnie za mocno zgrzeje, wiatr przewieje, i choróbsko gotowe. Ćwiczenia w domu? Nieeee. Siłka? Ostatnio jęczeli o jakieś zaświadczenie od lekarza, więc nie miałam ochoty tłumaczyć, że w przyszłym tygodniu będę dopiero mieć. Co mi pozostało? Kijki :D 

Na moje czwarte piętro szybciutko się wturlałam, jeszcze szybciej ubrałam w dresiaki, ciepłą bluzę i kurtkę nieprzemakalną, i wystrzeliłam na dwór :D Szybko, szybko, szybko żeby tylko lać nie zaczęło ;) 

I tym oto sposobem zaliczyłam czterośladową dyszkę  w parku :D 


Poprawiłam sobie humor, dotleniłam siebie i Żelka. On przy okazji się wyspał, co z jednej strony ma swoje plusy, ale z drugiej teraz daje czadu ze zdwojoną siłą ;) Napodziwiałam się jesiennych klimatów, które nawet mimo braku słońca i mokrego otoczenia mogą być piękne (no czyż nie mam racji?)




A teraz relaks i zasłużony posiłek
Oby więcej takiej energii w te jesienne dni :D