Friday 7 August 2015

Urlopowo

Od soboty relaksuję się na urlopie na pięknej Suwalszczyźnie. Ten rejon Polski jest przez nas często odwiedzany ze względów rodzinnych mojego K. - mieszkają tu moi teściowe :D Mimo gigantycznej odległości od Wrocławia - mój tata sprawdził i nie ma dalszego miejsca w Polsce od mojego miasta ;) staramy się tu przyjeżdżać jak najczęściej.


Jechaliśmy tu z myślą o ucieczce od wrocławskich upałów, z nadzieją na robienie kolejnych kilometrów - ja na nogach, K na rowerze. Pogoda jednak bardzo nas zaskoczyła. Od poniedziałku mamy tu tropiki - 30 stopni i więcej. Jak na ten rejon kraju jest to baaardzo gorąco, ponieważ generalnie te okolice to polski biegun zimna a nie tropiki ;) Jak widać w tegoroczne lato nie da się uciec od wysokich temperatur ;)

Mimo to staram się jak mogę. Zrobiłam dwa podejścia do rannego ruchu, które spełzły na niczym - no może nie na niczym, bo je ukończyłam, ale potwierdziły moją teorię, że rano mój organizm ze mną nie współpracuje :/ Po tych dwóch wiem, że mogę korzystać jedynie z godzin późniejszych.

Pierwsze bieganko zaliczyłam już poniedziałek. Chciałam wyprzedzić nadchodzące upały i wybrałam się na małą przebieżkę trasą obok jeziora, aby zrobić moje standardowe 5-6km.
Jak widać tętno dało o sobie znać. Łudziłam się jeszcze, że to może przez zmianę klimatu ;) terenu ;) - mimo przeświadczeń nie jest to teren płaski a raczej mocno pagórkowaty, czy po prostu zmęczenie po podróży ;)

Wtorek pokazał że jednak to nie to. To po prostu ja i mój organizm, który rano jest za mało nawodniony i dożywiony. Poszłam na krótki spacerek z Tarusią, która sportowcem nie jest, więc tempo nie mogło być duże. Niestety, zmęczenie i tętno mówiło co innego:



Jak widać Tara dała radę przejść tylko 3km, więc czułam lekki niedosyt ;) Postanowiłam wieczorem wziąć Basterka, który do tej pory ze mną biegał i jest zaprawiony w pokonywaniu kilometrów. Przy okazji chciałam zweryfikować moją teorię.
 Jak widać została ona potwierdzona. Przy większym dystansie i szybszym tempie moje tętno wyglądało o niebo lepiej. Czułam, że mam więcej sił i pod koniec nawet trochę truchtaliśmy. Baster jest z tych psów co uwielbiają biegać, dlatego najpierw starałam się go uspokoić aby za bardzo nie ciągnął. Dopiero jak już ogarnęłam jego chęć parcia do przodu odważyłam się potruchtać ;)







W środę dałam odpocząć psiakom i wypróbowałam moje nowe kijki :) Są super. Strzeliłam sobie 10km. Końcówkę czułam już troszkę w nogach, ale tego uczucia zmęczenia mi brakowało. Teraz będę na zmianę biegać i używać kijków ;) 

Czwartek i piątek niestety nie należały do łatwych. Wszystko już było tak nagrzane, że nie dało się nawet i po 18 czegoś zrobić. Gdyby nie ciąża to na pewno bym się przygotowała odpowiednio i poszła biegać. W tej sytuacji jednak wolę nie ryzykować. Ruch jest teraz dla mnie już tylko i wyłącznie przyjemnością, nie przygotowuję się do żadnych zawodów, chcę po prostu utrzymać to co udało mi się wypracować, więc nie szaleję i nie nadwyrężam organizmu. Przy takiej pogodzie zostaje mi robienie długości w jeziorze, co też jest bardzo przyjemne. A że jeziorem tym jest Hańcza :D to chłodzenie organizmu zapewnione na maksa :D 

Czekam na kolejne dni i z ciekawością patrzę na zapowiadane upały ;) 

Miłego sportowania się wszystkim życzę :D


No comments:

Post a Comment