To dopiero początek, ale coś tam ponoć kiełkuje. Znaki z
krwi i… i w sumie tylko z krwi ;) na to wskazują. Gin też tak mówi, więc chyba
należy wierzyć, nie?? Dlatego też się staram. Tzn. wierzę, ale staram się
patrzeć realistycznie, aby się nie zawieść w razie jakiegoś przykrego obrotu
spraw. Dobre takie nastawienie czy nie?? Sama nie wiem, i pewnie wiedzieć nie
będę. K. mówi, że on czarnowidztwa nie uprawia, ale ktoś w tym związku musi
twardo stąpać po ziemi ;) Padło na mnie :P
Aby jednak było wszystko klarowne i jasne, zacznę od
początku. Nie będzie opowieści o zmęczonych oczach od wypatrywania dwóch kresek
ledwo widocznych na teście ;) Nie, nie. Nie będzie, ponieważ u nas nie może byś
sztampowo. U nas musi być inaczej, z podejściem indywidualnym :D Dlatego też,
pierwszy wynik zobaczyłam na ekranie komputera. A co, taka jestem nowoczesna :D
Po zapoznaniu się z opiniami i analizami wyniku, wizja, że może być on
zakłamany przez zastrzyk, skierowała mnie na ponowne kłucie w żyłę. Pani Kasia,
już zaznajomiona z moim imieniem idealnie ;) zaprosiła mnie do gabinetu i
ponownie sprawnie i bezboleśnie pobrała krew, i życzyła powodzenia. Nie
pozostało mi nic innego jak wyczekiwać wyniku i co i rusz sprawdzać czy już
jest. Był, znowu pozytywny, wzrósł modelowo. Dlatego też odwiedziny u mojej gin
nie zostały odwołane. Bardzo się ucieszyła, że obyło się nam bez inseminacji
czy in vitro. Zawsze to mniej stresu (nie mówiąc o zaoszczędzonych funduszach
:P ). Na razie widać tylko przygotowania organizmu do tych 9 miesięcy, ale
jesteśmy pełni nadziei. Krew znowu pobrana, i betaHCG znowu wysokie :) Idzie ku dobremu.
Oczywiście moje pierwsze pytanie: czy mogę dalej biegać?? I
moja gin z uśmiechem na ustach mówiąca: tak :D Uff kamień spadł mi z serca.
Cieszę się, że nie trafiłam na lekarkę, która w tego typu formach aktywności
widzi problem. Niestety, półmaraton idzie w odstawkę na rok. Nie zaryzykuję
przebiegnięcia tego dystansu pierwszy raz na samym początku ciąży. Niby
wiedziałam, że tak się może stać, ale chyba nie do końca wierzyłam, że moja
przypadłość pozwoli na naturalne poczęcie i to tak szybko. Owszem gdzieś z tyłu
głowy miałam myśl, że się uda, ale wolałam się nie nastawiać, aby nie było
bolesnego rozczarowania. A tu taka surprise :D Co się odwlecze to nie uciecze.
Nocny półmaraton będzie i za rok, akurat spokojnie przygotuję się do niego po
porodzie ;)
Nawet teraz jak to piszę to wiem, że jeszcze chwilę poleży
ten wpis na komputerze, aby za wcześnie nie wyskakiwać na światło dzienne. Ale
plan nowego rozdania już mam. Postaram się opisywać regularnie poczynania
biegające przyszłej matki, i zmagania z formą również na inne sposoby.
Zapraszam chętnych do komentowania, na pewno na wszystkie
komentarze odpowiem J
No comments:
Post a Comment